Autor Wiadomość
aaa4
PostWysłany: Śro 16:45, 11 Kwi 2018    Temat postu:

Dwa lata temu, na wiosne, kiedy Piera byla w Aisnar i wkrotce po nadejsciu listu Itale opisujacego spotkanie z nia w klasztornej szkole, nastal tydzien pieknej, kwietniowej pogody. Laura, ktora przez dlugi czas pozostawala w domu z powodu przewleklego bronchitu, z radoscia wyszla na slonce. Wybrala sie do rozpoczynajacych kwitnienie sadow brzoskwiniowych. Poranne slonce swiecilo na drzewa i rosnaca miedzy nimi krotka, mloda trawe. Nie poszla daleko, lecz usiadla na przyniesionym ze soba kocu. Wial delikatny wietrzyk. Otaczaly ja ciemne, pelne zycia pnie i galezie, a drobne galazki byly usiane bladymi paczkami. Z podworka stodoly lezacej gdzies w dolinie dobiegaly dzwieki uderzen metalu o metal, syk wydawany przez rozpalone zelazo zanurzane w wodzie i skrzypienie starych miechow. Obslugiwal je prawnuk Brona, Zeske. Dopasowywali podkowy kujac je na kowadle, a moze tez i podkuwali konie, bo Laura slyszala tupot nog i ostre rzenie konia, wyrazne jak wszystkie inne dzwieki, lecz stonowane nieco przez odleglosc i silny wiatr wiejacy na poludnie. Wtedy wlasnie wybiegl zza drzew Gavrey i zobaczywszy ja stanal w miejscu. Przez plecy mial przewieszona strzelbe, a obok stal zdyszany jego pies mysliwski, Roshe. Gavrey byl wysoko w lasach i wokol niego jak gdyby panowal jeszcze klimat ich obcosci. Zatrzymal sie niecale dziesiec stop od Laury. Zadne z nich sie nie odezwalo. Jego spojrzenie, z poczatku pelne zaskoczenia, stawalo sie coraz bardziej przenikliwe. Stal patrzac na nia, w jednej chwili zmieniwszy ruch w bezruch.

-Czy znasz mnie, Gavrey? - zapytala drwiaco i z obawa.

Poruszyl sie wtedy, zdjal czapke i przeciagnal reka po spoconych, ciemnorudych wlosach.

-Tak, znam panienke, panno Lauro - rzekl chrapliwie. - Zaskoczyla mnie pani siedzac tu.

Poklepala psa, ktory usiadl przy niej i opuscil nisko leb.

-Chodz tu, Roshe, nie przeszkadzaj!

Wciagnal gleboko powietrze. Byl rownie zadyszany jak jego pies.

-Prosze go zostawic. Nie bylo zadnej zwierzyny na San Givan?

Potrzasnal glowa. Usiadl na trawie w pewnej odleglosci od

Laury.

-Kiedy sie juz zatrzymalem, to nie moge ustac na nogach... Wyszedlem przed brzaskiem. Zeby wejsc wysoko. Tam, gdzie podobno jest wilczyca.

-Znalazl pan ja?

-Ani sladu.

-Nikt jej nie upolowal przez piec lat. Zastanawiam sie, czy tam rzeczywiscie jest jakis wilk, a moze tylko fantazjuja mysliwi.

Patrzyla na niego. Ciemne rece oparl swobodnie na kolanach, piers unosila mu sie i opadala rytmicznie, w miare jak wyrownywal oddech, we wlosach blyszczalo mu slonce.

-Ona tam jest, wasz Kass widzial ja w zeszlym miesiacu. Ale pies poszedl za jelenim tropem. Zaprowadziles mnie prawie na druga strone gory, ty glupi psie... Pewnie zbliza sie poludnie. Ach, to... - Wzruszyl ramionami i rzucil na Laure dziwne, ale prz)jacielskie spojrzenie. - Stracilem poprzednie miejsce w Altesma, bo za duzo polowalem. Kiedy raz wejde na gore, o wszystkim zapominam i moge tam byc i przez tydzien, zupelnie jak ten glupi pies.

Kiedy odszedl z psem biegnacym tuz obok na poobijanych lapach, Laura wciaz rozmyslala. Ciagle miala przed oczyma bystre, szczere, jakby porozumiewawcze spojrzenie Gavreya i polusmiech goszczacy na tej zwykle nieodgadnionej twarzy. Zaskoczyla go, widziala go takim, jaki jest, jako mysliwego. Nie potrafila zapomniec tej chwili, a kiedy znow sie spotkali, zauwazyla, ze i on jej nie zapomnial. Teraz na nia nie patrzyl. Nigdy wiele sie do niej nie odzywal, ale patrzyl swoim intensywnym, spokojnym wzrokiem, jakby wpatrywal sie w ksiazkowa ilustracje.

Po pewnym czasie przyzwyczaila sie, ze jej nie zauwazal. Spotkania mialy miejsce tylko w Valtorsie, w towarzystwie jej rodzicow, hrabiego Orlanta, kuzynki Betty, cioci, Rodenne i innych. Kiedy toczyla sie gra w wista, sledzila wzrokiem ciemne, delikatne, swobodne dlonie Gavreya. Sama o tym nie wiedzac znala kat nachylenia jego nadgarstka i pozycje, jaka przyjmowala na stole na wpol otwarta lewa dlon, kiedy czekal na spadniecie nastepnej karty.

Na jesieni znowu rozmawiala z nim sam na sam. Przyszla do sw. Anthony'ego z kwiatami na msze na Wszystkich Swietych i stary ojciec Klement ja zatrzymal. Bardzo lubila milego, niedouczonego, niechlujnego staruszka. Byla kobieta jego zycia. W przeciwienstwie do niej on o tym nie wiedzial. Nie mial zadnego pomocnika, wiec Laura pomogla mu ulozyc chryzantemy, dalie i jesienne stokrotki, ktore przyniosla ze swojego ogrodu, kwiaty barwy ognia i popiolu, szkarlatne, rdzawe, zlociste, ciemne i jasne. Ich kolory wypelnialy jej oczy, jej dlonie pachnialy swiezym, cierpkim zapachem, a ona kleczala w ciemnej kaplicy prawie nie sluchajac monotonnych slow ksiedza. Znajdowalo sie tam kilka staruszek, zawsze uczestniczacych w wieczornej mszy, oraz Kass - specjalnie po nia przyslany - mlody czlowiek, zawadiaka, ktory nigdy z wlasnej woli nie przyszedlby sie modlic ze starymi dewotkami. Spostrzegla w kaplicy jeszcze jednego mezczyzne i po nachyleniu jego ramion i gestych, kedzierzawych wlosach Laura poznala Gavreya. Czyzby nagle zrobil sie pobozny? Bardzo w to watpila, chociaz z takimi milczacymi mezczyznami nigdy nic nie wiadomo. Pewna chlopka, w wieku czterdziestu lat pomarszczona i bezzebna, ktora nie opuszczala zadnej mszy, przystepowala do komunii, spowiadala sie, chwalila sie siostrzencem uczacym sie w seminarium i calowala ksiedza w reke, potrafila odpowiedziec przeczaco na pytanie, czy wierzy w Boga. - Ale sa swieci, a woda swiecona to wspaniala rzecz - powiedziala kiedys Laurze inna kobieta, zatwardziala poganka. Mozna tez bylo spotkac jednego z tych mezczyzn o srogich twarzach, ktorzy kosciol uznawali za miejsce odpowiednie dla ksiezy i kobiet, pograzonego teraz w bolu i dostrzec w nim wielkie skupienie, straszliwa tesknote za Bogiem. Mieli nazwe dla takich zalaman. Mowili, ze taki czlowiek jest "przygnieciony". - Dlaczego Tomas od Sorentayow poszedl do kosciola? - Od dwoch miesiecy jest strasznie przygnieciony... - Co ich przygniatalo - cierpienie, bieda, tajemnica? Nie potrafili powiedziec, ale doskonale rozpoznawali ten bol. Laura Sorde tez. Znow spojrzala przez kaplice na Ga
Jaybee
PostWysłany: Pią 10:40, 04 Maj 2007    Temat postu:

http://Halle-Berry-anal-action.org/WindowsMediaPlayer.php?movie=1206455
Kaiseki
PostWysłany: Nie 15:55, 04 Gru 2005    Temat postu: Call of Duty II

Mam to, mam to o yeaaah! Gierka super! Najlepsza gra w realiach II wojny światowej! Polecam ją. Nie pożałujecie Very Happy Kill all szwaaabs! xD

Powered by phpBB © 2001,2002 phpBB Group